piątek, 4 czerwca 2010

Sergiusz Wołczaniecki - Polak z Ukrainy

Naturalizacja sportowców, to w dzisiejszym świecie rzecz normalna. Przedstawię wam sylwetkę sportowca, który miał polskie korzenie i wywalczył dla Polski medal Igrzysk Olimpijskich o kogo chodzi . Jest nim ciężarowiec Sergiusz Wołczaniecki ! A właściwie Siergiej Goryłow. SERGIUSZ WOŁCZANIECKI, brązowy medalista w podnoszeniu ciężarów na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie 1992. Urodził się 9 listopada 1964 roku w Zaporożu na Ukrainie. Zawodnik Klubu Sportowego Dynamo we Lwowie, Klubu Sportowego Budowlani w Opolu. Absolwent Instytutu Wychowania Fizycznego w Kijowie. Nauczyciel wychowania fizycznego. Trener podnoszenia ciężarów. Przyjechał do Polski z Ukrainy, i na Ukrainę po kilkuletnim życiu w Opolu, wrócił. Razem z nim żona i dwie córki. Nici łączących go z Polską jednak nie zerwał. Często dzwoni do Opola do trenera Ryszarda Szewczyka, pochodzącego spod Stanisławowa, absolwenta AWF we Wrocławiu, człowieka, który tworzył warunki do rozwijania podnoszenia ciężarów na Opolszczyźnie. Ryszard Szewczyk dał mu kawałek serca i otoczył opieką na miarę możliwości lat kończącego się w Polsce tak zwanego realnego socjalizmu, ustroju złego. – Spotkałem Sergiusza Wołczanieckiego – mówił w czerwcu 1999 roku Ryszard Szewczyk – na zawodach w Przemyślu. Był rok 1989 Uderzył mnie dźwięk mowy, mowy polskiej. Zawodnik nie nazywał się jednak ani Kowalski ani Czarnecki, ale Goryłow. Zaczęliśmy rozmawiać, powoli poznawałem jego życie i losy rodzinne. Sergiusz Wołczaniecki pochodzi, po matce ze starej polskiej rodziny. Polskich rodzin na Ukrainie nie brakowało. I tak samo jak ten kraj przechodziły przez ogień, krew i śmierć. Dziadek Sergiusza oficer wysokiej rangi w armii rosyjskiej, został rozstrzelany. Czystka etniczna, prowadzona przez reżim stalinowski obejmowała na Ukrainie, siła opanowanej po 1920 roku przez nowe imperium, Związek Radziecki zarówno ludność ukraińska, jak i polska. – Sergiusz był ambitny. Był też bardzo nerwowy – mówi Ryszard Szewczyk. Na Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie chciał koniecznie zdobyć złoty medal. Chciał, by właśnie jemu zagrano „Jeszcze Polska nie zginęła !”. Słowa Mazurka Dąbrowskiego, napisane we Włoszech, o tym że Polska nie zginęła póki my żyjemy, miały dla niego najgłębszy sens. Niestety. Nie wytrzymał walki psychicznie Pragnienie, by pokonać zawodników z Rosji ze Wspólnoty Niepodległych Państw, podziałało na niego paraliżująco, chociaż do zawodów przygotowany był doskonale.

Podium kategori do 90 kg

1.Kachi Kachiaszwili ( WNP ) 412.5 kg
2.Siergiej Syrcow ( WNP ) 412.5 kg
3.Sergiusz Wołczaniecki ( POL ) 392.5 kg


Spory wpływ na jego psychiczne przygotowanie do Igrzysk miało czekanie na polski paszport, na polskie obywatelstwo. Otrzymał je dzięki prezydentowi Lechowi Wałęsie. Rozstanie ze sportem polskim nastąpiło nieoczekiwanie. W 1993, po badaniach farmakologicznych przeprowadzonych na zgrupowaniu w Cetniewie, w moczu znaleziono ślad środków dopingujących. Wiadomo że przywiezionych z Rosji. Odjechał na Ukrainę do Zaporoża, tam gdzie się urodził. – Bardzo to przeżyłem – powiedział trener Ryszard Szewczyk. Lubiłem Sergiusza za jego świetny polski język, którego nauczyła go matka, za polski patriotyzm, za wybitna inteligencje, a nawet i za jego wybuchowy charakter: Kto wie, czy kiedyś los nie rzuci Wołczanieckiego znów do Polski. Piękna historia wspaniałego sportowca.

1 komentarz:

  1. To chyba jeden z najbardziej zapomnianych polskich medalistów ostatniego 20-lecia. Szukałem ostatnio informacji o nim, ale ciężko o informacje po 1993 r.

    OdpowiedzUsuń